niedziela, 21 października 2012

Rozdział Piąty

Stojąc przed szkolną bramą wyczekiwałam Harrego. Strasznie dużo osób było zaskoczonych moim przybyciem. W końcu nie było mnie w szkole przez całe dwa tygodnie. Nie mam się co dziwić. Nie czekałam długo, bo po krótkiej chwili zauważyłam biegnącą w moją stronę postać. Jak się okazało był to właśnie on. Na sam jego widok na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Chłopak stanął obok mnie i najwyraźniej chciał co do mnie powiedzieć, ale nagle przed nami pojawiła się postać nikogo innego jak dyrektorki szkoły.
- Chciałabym poinformować was o corocznym konkursie teatralnym, który odbędzie się dokładnie za dwa miesiące. - Powiedziała kobieta. - No i znowu się zaczyna. - Pomyślałam słysząc słowa dyrektorki. - Jak wiecie z każdej szkoły musi iść na niego wyznaczona ilość kandydatów. W naszej szkole najczęściej wyznaczamy do tego was, gdyż jako anioły jesteście najbardziej uzdolnieni. Nie wiadomo też czy nie trzeba będzie czegoś śpiewać, a za pewne zdajecie sobie sprawę z tego, że jesteście w tym lepsi niż niejedni ludzcy przedstawiciele. - Czwarty raz w życiu usłyszałam tę samą przemowę, którą dyrektorka wygłaszała zawsze przed konkursem.
- Bo tak mnie to obchodzi, i tak nie wezmę w tym udziału. - Powiedziałam w stronę Harrego, przewracając oczami.
- Masz coś jeszcze do powiedzenia panno Holmes? - Zwróciła się do mnie kobieta, a ja po raz kolejny przewróciłam oczyma. - W tym roku w naszej szkole zaszły pewne zmiany. - Wróciła do ponownego przemawiania. - Każdy z was będzie miał obowiązek, wzięcia udziału w castingach. Z pośród was wybierzemy tych najlepszych i gdy tylko dowiemy się co trzeba będzie odegrać wytupujemy role. Poinformujemy was jak tylko wyznaczymy terminy przesłuchań. Teraz już możecie wrócić do swoich wcześniejszych zajęć. - Skończyła mówić, a ja dopiero po kilku, jak nie kilkunastu sekundach zrozumiałam to co powiedziała. Jakie castingi? Jakie role? Jakie obowiązkowe? Nie zgadzam się no!
- Słyszałeś to!? - Z wielkim oburzeniem zwróciłam się do mojego przyjaciela.
- Yhy... - Westchnął zdegustowany. - I jakoś mi się to nie uśmiecha. - Dodał.
- Mi też nie. - Powiedziałam po czym we dwójkę ruszyliśmy w stronę budynku szkolnego.
- Holmes! Sky! - Usłyszałam krzyk dyrektorki. Oboje z Harrym zatrzymaliśmy i obróciliśmy się w jej stronę. - Zapraszam was do mojego gabinetu. - Powiedziała spokojnym głosem po czym nas wyminęła. Z Harrym wymieniliśmy się spojrzeniami.
- Zaczyna się. - Powiedziałam, po czym uśmiechnęłam się pod nosem.
- Z czego się cieszysz? - Powiedział zrezygnowany. - Z tego że zaraz wywalą nas ze szkoły, albo będziemy musieli siedzieć przez trzy miesiące po lekcjach, albo co gorsza wykonywać jakieś prace? - Mówił tak szybko, że było to do niego, aż nie podobne. Ja w odpowiedzi tylko się zaśmiałam. Harry nadal nie rozumie, że właściwie tylko nasi rodzice i parę innych osób jest sponsorami tej szkoły, więc wszystko jest bardzo proste. Zrobią cokolwiek przez co spadnie nam z głowy włos, równa się ze straceniem sponsorów, których jest coraz mniej. Szkoła i tak ledwo zipie i wszystko jest dla niej zagrożeniem, a znając ich ryzykować nie będą. Po chwili mojego rozmyślania, ocknęłam się i przekonałam, że już jesteśmy przed gabinetem szanownej pani dyrektor. Weszliśmy do środka, zajmując miejsca na kanapie stojącej przed ogromnym biurkiem za którym stał ogromny, pozłacany fotel, a miejsce na nim zajmowała właśnie dyrektorka.
- Holmes, Holmes, Holmes... Co ja mam z tobą zrobić dziewczyno? - Westchnęła patrząc na mnie, a ja tylko uroczo się uśmiechnęłam. - Dobrze wiem, że to ty namówiłaś go na tę ucieczkę, prawda? - Powiedziała patrząc na chłopaka, czekając na odpowiedź z jego strony.
- Nie, to był... - Zaczął tłumaczyć, ale ja mu przerwałam.
- Tak to prawda. - Rzuciłam w stronę kobiety. Wiedziałam, że tak czy siak zbyt wielkich konsekwencji z tego nie wyniosę, więc wolałam, żeby cała wina spadła na mnie.
- On znowu chce cię bronić, a ty bardzo dobrze zdajesz sobie sprawę z tego, że to i tak niczego nie zmieni. Jak ja cię dobrze znam Holmes. - Po raz chyba dziesiąty mówi do mnie po nazwisku. Gdyby ta kobieta dobrze mnie znała to wiedziałaby, że tego nie znoszę. Spojrzałam na zmieszanego Harrego. Zapewne nie wiedział co powiedzieć, więc siedział cicho wpatrując się z ziemię. - W takim razie Sky. - Zwróciła się do niego. - Ty nie poniesiesz żadnych konsekwencji i możesz opuścić gabinet. - W tej chwili poczułam się dość dziwnie. Konsekwencje? No super, tego się nie spodziewałam, a jednak jak zwykle dostaję fajną niespodziankę.
- Więc słucham. - Tym razem ja zwróciłam się do kobiety. Na mojej twarzy zapewne nie można było zobaczyć już takiej pewności siebie jak przed wyjściem Harrego.
- Holmes. - Zaczęła. Nie wspomnę, że znów mówi do mnie po nazwisku. - Wiem, że zapewne nie chcesz ponosić z tego zbyt wielkich konsekwencji i nie uśmiecha ci się, jeśli rodzice dowiedzą się o twojej ucieczce. - Dobra, teraz pojęcia nie mam skąd ta kobieta to wie. - Postanowiłam więc, że jeśli wykonasz moją pewną prośbę, usprawiedliwię ci to, a rodzice nie będą poinformowani o zaistniałym wydarzeniu. - Dodała kobieta, a ja z coraz większym zaciekawieniem się jej przyglądałam. - Wystąpisz w przedstawieniu. Zgadzasz się? - Kobieta spojrzała na mnie i czekała na moją odpowiedź. - W roli głównej. - Dodała widząc moje wątpliwości. Zastanawiałam się czy mam z tej sytuacji jakiekolwiek wyjście.
- Zgadzam. - Powiedziałam bez zastanowienia. I spojrzałam dyrektorkę, która promiennie się do mnie uśmiechnęła.
- W takim razie do zobaczenia Holmes. - Powiedziała i opuściła gabinet. Zostałam sama w pomieszczeniu i rozmyślałam nad decyzją jaką podjęłam. Zrobię to. Nie wycofam się i pokażę, że potrafię. Dumna i z uśmiechem na twarzy wyszłam z gabinetu dyrektorki i spokojnym krokiem ruszyłam do pokoju. Czułam spojrzenia skupiające się na mnie. Nie ukrywajmy, ale byłam osobą rozpoznawaną w całej szkole i nie dziwiło mnie to. Nagle moim oczom ukazała się pewna postać. Od razu ją poznałam. Nieszczęsna blondynka, próbująca nie raz zarywać do Nialla. Niestety jakoś nigdy jej to nie wychodziło. Dlaczego? Odpowiedź jest nadzwyczaj prosta. Po pierwsze do tego kolesia zarywa nie zliczona ilość lasek, a ten jakoś nie ma ochoty z nimi rozmawiać. Po drugie jest po prostu wredny! Taka prawda. Na pierwszy rzut oka może się nie wydaję, ale jak go lepiej poznasz to nie jest on taki miły jak można było się tego spodziewać. Wracając do dziewczyny, a właściwie mojego blond-wroga. No tak, jeszcze tego chyba nie mówiłam, ale ta szkarada jest moim wrogiem numer jeden. Sama nie mam pojęcia dlaczego? Być może nie spodobało jej się, że "zadaję" się z jej wybrankiem. Aczkolwiek jeśli ktoś mnie nie lubi, to to tylko dlatego, że ja nie lubiłam go pierwsza i przy tej wersji pozostaniemy. Dziewczyna bacznie zmierzyła mnie spojrzeniem, po czym przewróciła oczami. Chyba nie spodobało jej się, że wróciłam. Szczerze? Mam ją w dupie. Teraz to już nikt mnie nie obchodzi. W końcu dotarłam pod drzwi mojego i Harrego pokoju, a w sumie można powiedzieć, małego mieszkania. Harrego nie było w środku. Bez sensu, w ogóle tu przychodziłam trzeba było od razu iść do Katty. Bez namysłu skierowałam się do pokoju przyjaciółki. Jak gdyby nigdy nic weszłam do środka. Na kanapie leżeli rozwaleni Harry i Niall. Grali w jakąś grę na play station. Tak, odwieczne dzieciaki.
- Jest Katty? - Zwróciłam się do nich, gdyż byli tak zafascynowani grą, że nawet nie zauważyli kiedy przyszłam.
- W pokoju! - Krzyknęli obydwoje nie odrywając wzroku od ekranu telewizora. Od razu pognałam do miejsca w którym mogła znajdować się moja przyjaciółka. Weszłam do pokoju i zastałam ją ze smutną miną wpatrującą się w ekran telefonu.
- Można? - Powiedziałam wchodząc do środka.
- No jasne. - Uśmiechnęła się do mnie.
- Coś się stało? - Spytałam od razu. Nie lubiłam kiedy ktoś był smutny i szczerze powiedziawszy lubiłam słuchać o problemach i zwierzeniach innych, więc każdy spokojnie mógł mi się wygadać. Czułam się wtedy jak taki "powiernik" i wiedziałam, że dana osoba ma do mnie zaufanie. Faktycznie w tej kwestii można mi zaufać, bo sekrety innych staram się trzymać w ukryciu, bardziej niż moje własne.
- Nie ważne... - Zaczęła mamrotać.
- Mów! - Przerwałam jej i usadowiłam się obok niej na łóżku.
- Ach... No dobra. - Westchnęła. Była nadzwyczaj spokojna niż normalnie, czyli musiało się coś wydarzyć. - Znasz może chłopaka imieniem Doli? - Spytała nagle.
- Całkiem sympatyczny, a zarazem irytujący i nawet przystojny elf uczęszczający do tej szkoły? - Kiwnęła twierdząco głową. - No jasne! Doli za bardzo rzuca się w oczy, więc nie da się go nie zauważyć. Dlatego też często jest ofiarą silniejszych. - Westchnęłam już bez entuzjazmu.
- No i w tym właśnie tkwi problem. - Powiedziała zerkając na mnie, a ja nie wiedząc o co jej chodzi podniosłam jedną brew do góry. - Obiecałam mu coś, ale jeśli mi się uda to to będzie graniczyło z cudem. - Dodała od razu.
- Dokładniej. - Powiedziałam analizując wypowiedziane przez nią słowa.
- Powiedziałam Doliemu, iż po proszę Nialla aby nauczył go paru tak zwanych "chwytów obronnych". - Dziewczyna powiedziała to, a ja się zaśmiałam. - Ona tylko zmierzyła mnie szyderczym spojrzeniem na co ja się uspokoiłam.
- Nie, nie wierzę w to. Serio Nialla? Nie dało się wybrać kogoś bardziej wiarygodnego? Albo przecież ty mogłaś mu pomóc. - Dodałam nie rozumiejąc tego co zrobiła moja przyjaciółka.
- Wiesz... Jego męska godność nie pozwoliła na to, aby uczyła go dziewczyna, a że na myśl pierwszy przyszedł mi Niall to zaproponowałam go, a elf prawie się ze szczęścia posikał, więc co miałam zrobić? - Powiedziała bezradnie.
- No cóż zostaje ci tylko spytać się wampirka. Może się uda. - Westchnęłam nie wiedząc w jaki sposób mogę pomóc przyjaciółce.

Przepraszam, że musieliście tak długo czekać, ale ciągle nie mogłam znaleźć czasu, żeby cokolwiek napisać. Jeśli chodzi o czytanie Waszych blogów, to powiem Wam, że czytam, ale nie komentowałam za co przepraszam. Teraz pewnie dziwicie się czemu nie komentowałam, otóż dlatego, że większość czytam na komórce, a dopiero jak wejdę na komputer komentuję, a za nic jak już mówiłam, nie mogłam znaleźć czasu. Zaraz właśnie idę nadrabiać komentowanie, więc cieszmy się! Dzisiaj znowu zamiast się uczyć piszę nowy rozdział! No cóż. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Mi ogólnie nie przypadł za bardzo do gustu, ale chciałam w końcu coś dodać! Czytajcie i komentujcie! :)

sobota, 13 października 2012

Rozdział Czwarty

Stojąc przed wielką bramą prowadzącą do wejścia do szkoły, ostatni raz spojrzałam na otaczający mnie świat. Ruchem ręki odgarnęłam opadające mi na twarz kosmyki włosów, które zdążyły powypadać z upiętego na mojej głowie koka. Swój wzrok przeniosłam na stojącego obok mnie chłopaka. Był jak zwykle zresztą uśmiechnięty.
- Harry? - Spytałam.
- Tak? - Odpowiedział chłopak.
- Przepraszam. - Szepnęłam delikatnie się uśmiechając.
- Za co? - Powiedział marszcząc brwi. 
- Zapewne będzie jeszcze wiele sytuacji jak będę musiała to powiedzieć, a najprawdopodobniej pierwszą z nich będzie jak się dyrektorka dowie co zrobiliśmy. 



- Oj Lotts. - Westchnął przytulając mnie do siebie, po czym delikatnie popchnął drzwi bramy. Oczywiście nie obeszło się bez niemiłosiernie głośnego skrzypnięcia. Weszliśmy na teren szkoły. No to wracamy do dawnego życia pełnego magii i innych tych tamtych niewiarygodnych dla zwykłych ludzi rzeczy. Dla nich niezwykłe i chcieli by to poznać, zobaczyć, poczuć, dla mnie normalne i mam tego po tond. Szłam odgarniając nogą ułożone przede mną niczym złoty dywan liście. To pierwsza oznaka, że zbliża się jesień. Za bardzo nie przepadałam za tą porą roku no bo ni to zimno ni ciepło. W końcu razem z Harrym stanęliśmy pod ogromnymi drzwiami wejściowymi do budynku. Po chwili byliśmy już w środku i za wszelką cenę chcąc nie napotkać żadnego z nauczycieli, biegliśmy schodami do góry. Oczywiście biegnąc długim korytarzem jak nic musiałam się wywalić. Co za życie. Przynajmniej o tyle dobrze, że nikt tego nie widział, gdyż panowała już cisza nocna. Delikatnie wstałam z ziemi otrzepując spodnie. Dogoniłam Harrego, który już nie biegł, ale stał przed drzwiami naszego pokoju, przekręcając właśnie zamek. Drzwi się otworzyły. Rzuciłam wszystkie rzeczy na podłogę i od razu opadłam na kanapę, za którą były powieszone zdjęcia przedstawiające głównie wszystkie nasze wspomnienia. Odwróciłam się, a moją uwagę przykuło czarno-białe zdjęcie przedstawiające dwie dziewczynki oglądające jakąś bajkę. Byłam to ja i moja przyjaciółka z dzieciństwa Katty. Uśmiechnęłam się pod nosem i szybkim ruchem wstałam z kanapy.
- Harry? - Nawet nie pukając weszłam do pokoju chłopaka. Najwyraźniej robił on porządek z wszystkimi rzeczami jakie ze sobą zabraliśmy, gdyż właśnie wertował wnętrze torby.
- Hm? - Odwrócił się w moją stronę.
- Nie wiem jak ty, ale ja idę spać. Jutro niedziela i trzeba będzie wszystko nadrobić! Od jutra Charlotte Holmes staje się pilnym uczniem! - Powiedziałam na dumnie na jednym wdechu. Chłopak zareagował na to tylko śmiechem. - No ej... - Udałam smutną.
- Wybacz Lotts, ale pilnym uczniem to ty nigdy nie będziesz. - Powiedział i dał mi całusa w policzek. - Dobranoc mała. - Uśmiechnął się i wrócił do poprzedniego zajęcia.









- Dobranoc. - Powiedziałam i wyszłam z pokoju. Szybkim ruchem podreptałam do siebie. Chwyciłam do ręki szarą piżamę w różowe kokardki i powędrowałam do łazienki. Zdjęłam ubrania i weszłam pod prysznic. Dokładnie umyłam całe ciało i włosy. Wyszłam z pod prysznica i na głowie zrobiłam turban z ręcznika. Wytarłam całe ciało i przebrałam się w piżamę. Umyłam zęby i rozczesałam swoje długie blond włosy. Czysta i gotowa znowu znalazłam się w moim pokoju. Ułożyłam się wygodnie na łóżku, a w uczy wepchnęłam słuchawki. Włączyłam pierwszą lepszą piosenkę i zamknęłam oczy. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam, ale obudziłam się lekko się dusząc. No kto by się spodziewał że zasypiając ze słuchawkami w uszach nie owinę sobie ich w okół szyi. Gdy już opanowałam sytuację wstałam z łóżka i ruszyłam z stronę szafy. Wyjęłam z niej czarne legginsy i asymetryczny beżowy sweterek. Od razu skierowałam się do kuchni  z zamiarem zjedzenia śniadania. O dziwo nie było w niej Harrego, który zawsze w niedziele przygotowywał nam coś na śniadanie. Postanowiłam poszukać go w salonie. Tam też go nie było. Po przeszukaniu całego naszego szkolnego "mieszkania" doszłam do wniosku, że Harrego w nim raczej na pewno nie ma. Muszę iść go poszukać, bo będę skazana na jedzenie na szkolnej stołówce, czego wręcz nie znoszę. Może jeszcze nie wspominałam, ale w kuchni jestem gorzej niż kiepska. Gotowanie jest dla mnie jakąś "czarną magią". Jak tylko znajdę Harrego każę mu.. znaczy po proszę go żeby zrobił mi śniadanie, a potem zajmę się szkołą. Ale gdzie do cholery może on być? Wiem! Zapewne jest teraz u Nialla. Ten wampir przyprawia mnie o nerwy, zawsze zabiera mi Harrego kiedy go potrzebuję. Wyszłam z pokoju i z dość ogromnym impetem ruszyłam w do pokoju wampira.
- Mów mi w tej chwili gdzie podział się Harry! - Krzyknęłam od razu na wejściu, a Niall nic nie odpowiadał. - No mów, mów, mów, bo wydrapię ci oczy!
- Po cholerę wracałaś... mogłaś zostać tam gdzie byłaś. - Mruknął podirytowany wampir.
- Ale tego nie zrobiłam! Masz z tym jakiś problem? - Warknęłam.
- Jakbym śmiał... Księżniczko. - Zaczął się ze mną drażnić.
- Dobrze, że wiesz jak masz się do mnie odnosić... - Powiedziałam dumnie. - Dzięki temu jestem pewna, że twoje szare komórki działają jak trzeba. - Dodałam. Na prawdę pojęcia nie mam dlaczego taki miły Harry przyjaźni się z tak wredną istotą. No może i byliśmy tak zwaną "paczką", ale jakoś ja i Niall nigdy nie byliśmy dla siebie nad wyraz mili.
- A teraz powiedz gdzie ukrywasz mojego Harolda?! - Krzyknęłam już lekko podirytowana.
- Twojego? - Ponownie sobie ze mnie zadrwił.
- A czyjego? - Harry był dla mnie kimś na prawdę bliskim, więc wydaje mi się, że mogę tak do niego mówić. Poza tym jeśli zaraz go nie znajdę to już na pewno odechce mi się robić cokolwiek do szkoły i bez jego pomocy nawet sobie nie poradzę. No teraz to wychodzę na fajtłapę. I nie, wcale nią nie jestem! Może tylko trochę... ale tak ciut!
- Udało mi się nareszcie uciec od... - Nagle do pokoju weszła moja zguba. Od razu zwróciłam się w jego kierunku.
- Harry, jestem głodna. Miałeś mi zrobić śniadanie, a gdzieś sobie poszedłeś. - Mruknęłam robiąc smutną minę.
-Przepraszam, musiałem załatwić kilka spraw. - Powiedział po czym mnie przytulił.
- Jesteście rodzeństwem? - Usłyszałam nieznajomy, choć właściwie trochę znajomy mi głos. Spojrzałam na właścicielkę tego otóż głosu, po czym skierowałam się w jej stronę. Dość długie blond włosy, niebieskie oczy, całkiem ekstrawagancji strój i hm... czarownica. Tak dziewczyna na pewno była czarownicą. Z tego co widzę była w szkole nowa, jednak skądś ją kojarzyłam.
-Nie, cholera nie. - Powiedziałam szeptem. Jednak Niall będąc wampirem posiadał niesamowity słuch i zapewne doskonale wiedział co takiego powiedziałam do nieznajomej. Słysząc to tylko prychnął lekceważąco. Harry jak zwykle z uśmiechem na twarzy patrzył na nieznajomą.
- Moja współlokatorka. - Mruknął Niall, przedstawiając nam tę oto osóbkę.
- Miło mi, jestem Harry. - Mój przyjaciel zwrócił się do dziewczyny, a ona tylko kiwnęła na przywitanie głową. Najwyraźniej nie jest na tyle doświadczona, żeby wiedzieć jak na prawdę wita się z anielskim rodem.  Sama bym tego nie wiedziała, jednak uważanie na lekcji historii aniołów na coś się zdało. Tak, na pewno już wiedziała kim jesteśmy, przecież ona to czarownica.
- Katty. - Przedstawiła się dziewczyna i nawet nie podała ręki Harremu. Kiedy usłyszałam jej imię wywołało to dreszcze na moim ciele. Nagle wszystkie wspomnienia powróciły. Nie dość, że ma tak samo na imię to jeszcze wydaje mi się, że skądś ją znam. Próbowałam to zlekceważyć.  Widziałam, że dziewczyna całą swoją uwagę kieruje na mnie, być może było to powodem tego iż mierzyłam ją od stóp do głów. Dziewczyna wydawała mi się być tak znajoma. A jednak to niemożliwe, przecież to nie może być ona. To nie może być Katty. To było by zbyt nie realne.
- Charlotte. - Przerwałam ciszę jaka nastała, przedstawiając się dziewczynie.
- Lottie? - Spytała niepewnie dziewczyna. Zobaczyłam ten błysk w jej oczach. Tak! Tak to musi być ona! Od razu jak jakaś psychopatka rzuciłam się jej na szyję. Zaczęłam szukać wzrokiem Harrego, kiedy w końcu go napotkałam zaczęłam się wręcz wydzierać.
- To ona! Moja przyjaciółka! Katty! Pamiętasz?! - Piszczałam pokazując na dziewczynę.
- Halo?! Ja tu jestem. - Uśmiechnęła się, a ja w tym momencie uświadomiłam sobie że to prawda i to wszystko nie jest tylko snem, albo jakimś złudzeniem.
-Wiem! Ale nie mogę uwierzyć, że to ty. - Miałam ochotę wybuchnąć płaczem. Ale nie takim ze smutku, tylko ze szczęścia!
- Kto by się spodziewał? Dwie idiotki spotykają się po latach... - Mruknął zgryźliwie wampir, którego nikt nie pytał o zdanie, ale musiał gdzieś wcisnąć te swoje trzy grosze.
- IDIOTKI?! - Krzyknęłam równocześnie z Katty.
- Niall, uważaj na słowa. - Powiedział spokojnie jak zwykle zresztą Harry.
- Nie będziesz mi rozkazywał. - Odparł zdenerwowany wampir. - A teraz wynocha! Wszyscy! - Warknął.
- Jeśli zapomniałeś, ja również tu mieszkam. Sam wyjdź. - Powiedziała dziewczyna.
-Wynocha. - Wstrętny padalec zwany również Niall podniósł głos. Harry poklepał go po plecach na co ta bestia odpowiedziała pokazaniem kłów. Nigdy nie zrozumiem wampirów. Szpanują tymi zębami jakby nie miały czym. Harry szepnął coś do niego i razem opuścili pokój.
- Lottie! Co się z tobą działo przez ten cały czas? - Zwróciłam się mnie moja przyjaciółka. Matko chyba dzisiaj zdechnę z radości! Ale teraz nie na to czas. Muszę jej wszytko wytłumaczyć.
- Przepraszam, że odeszłam bez pożegnania. Rodzice zapisali mnie do tej szkoły... Nie chciałam tego... Ale wiesz dobrze jacy oni są. Tak za tobą tęskniłam! - Uścisnęłam ją.
- Dlaczego tu jesteś? - Spytała po chwili.
-Co masz na myśli... - Dopytywałam się. - Chwila... ale czemu ty tu jesteś?
- Jestem czarownicą.
- Jestem aniołem. - Odpowiedziałyśmy równocześnie, po czym zaczęłyśmy się śmiać. Sama nie wiem dlaczego i z jakiego powodu. Po protu po raz pierwszy od dawna poczułam to uczucie. To kiedy czułam jak byłyśmy młodsze i spędzałyśmy ze sobą czas. Tak strasznie mi tego brakowało. Nadal nie wierzę w to co się stało. Teraz wiem, że reszta czasu spędzona w tej szkole nie będzie już taką udręką.
- Kim jest ten chłopak w poszukiwaniu którego tutaj przyszłaś? - Z przemyśleń wyrwał mnie głos Katty.
-Syn przyjaciół moich rodziców. On się mną opiekował przez ten czas... - Odpowiedziałam cicho.
- A ty oczywiście musiałaś się w nim zadurzyć? - Zaśmiała się. Pojęcia nie mam skąd ona to wie? Może tak zwana... przyjacielska intuicja?
- Nie czemu? - Uśmiechnęłam się i czułam jak na moje policzki wskakują rumieńce. Robiłam się wtedy czerwona jak jakiś pomidor.
- Twoja reakcja mówi sama za siebie! - Roześmiała się na dobre.
- W ogóle się nie zmieniłaś... Lubisz mnie wyśmiewać.- Udałam obrażoną.
- No przepraszam, ale teraz również zakochujesz się w kim popadnie jak kiedyś. - Zaczęła mnie "pocieszać".
- On nie jest "kolejnym". To ten jedyny. - Powiedziałam patrząc w dal i myśląc właśnie o nim. Chłopak którego darzę tak silnym i prawdziwym uczuciem, ale muszę się pogodzić z tym, że on nigdy nie będzie tego czuł.
-Oczywiście. - Dziewczyna poklepała mnie po głowie. Po czym zapadła chwilowa cisza.
-Współczuję... - Powiedziałam przypominając sobie dość ważną sprawę.
- Czego? - Spytała zdziwniona.
- Jak to czego? Musisz mieszkać z Niallem! Ale ci się trafiło. - Zaśmiałam się.
- Dzięki wielkie... Wiesz jakie ja mam "szczęście". - Mruknęła. No nie powiem, nie zazdrościłam jej. Wręcz przeciwnie współczułam jej całym sercem. Mieszkać z kimś takim jak Niall. On jest zagadką nie do rozwiązania. Raz jest wesoły, co zdarza się na prawdę rzadko, potem staje się smutny, a potem wraca do normalności czyli po prostu jest wredny. Nagle do głowy wpadł mi genialny pomysł.
- Ale to nawet dobrze się składa... - Zaczęłam mówić, a dziewczyna spojrzała na mnie z zaciekawieniem. -Niall kumpluję się z Harrym.. będziesz mogła z nim pogadać i...
- Nie! Nie będę z nim o niczym rozmawiać. - Przerwała mi dziewczyna.
- Nie przesadzaj... On nie jest taki zły. - Powiedziałam bez zbyt większego przekonania co można było dostrzec.
- Dobra, Stop! Dopiero co zobaczyłyśmy się po latach, a temat znów przechodzi na chłopaków. I to w dodatku ponownie chodzi o to jak ty kogoś bardzo kochasz, a jak ja kogoś okropnie nie znoszę. Jak za dawnych lat. - Zmarszczyła czoło.
- Jak za dawnych lat. - Zaczęłam ja przedrzeźniać.
 Dziewczyna udała obrażoną. Można było to zauważyć, gdyż w przeciwieństwie do mnie nie była za dobrą aktorką. Nie chcę być tu jakaś egoistyczna, ale na prawdę wiele osób mówiło mi że jestem w tym dobra.
- Za minutę zebranie aniołów pod bramą szkoły. - Usłyszałam głos w swojej głowie. Jejku, jak dawno nie słyszałam czegoś takiego, na wakacjach nie mieliśmy z Harrym potrzeby porozumiewania się telepatycznie.
- Muszę iść. Wołają mnie. - Poinformowałam smutno dziewczynę.
- Jak to wołają? - Spytała zdziwiona.
- Porozumiewanie się między sobą w myślach. Jedna z umiejętności aniołów. - Odpowiedziałam dumnie.
- Tak, tak... Chwal się dalej. - Odparła sarkastycznie.
- Kurde! Chyba nie zdążę... Muszę się dostać przed bramę szkoły. - Mruknęłam do siebie, nie zważając na docinki ze strony przyjaciółki.
- Nie ma sprawy! - Dziewczyna przebiegle się uśmiechnęła, a po chwili już znalazłam się na miejscu. No tak, czarownica. - Pomyślałam.

No więc tak jak pewnie zauważyliście rozdział trochę dłuższy i ogólnie inny. Teraz kiedy przyszedł weekend i znalazłam sporo czasu napisałam właśnie to. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i wyrazicie szczere opinie w komentarzach! :>
Dziękuję, że czytacie i komentujecie! :)
Następny sama nie wiem kiedy dodam, ale pamiętajcie, że to zależy również od Was i od liczby komentarzy. Bo każdy komentarz motywuje mnie do dalszej pracy! :)


środa, 10 października 2012

Rozdział Trzeci

Obudziłam się bardzo wcześnie. Być może była to zasługa promieni słonecznych, niemiłosiernie rażących mnie prosto w oczy. Nie ważne. W każdym razie było coś około godziny szóstej. Chyba nigdy nie wstawałam sama z siebie o tej porze. Podniosłam się z twardej ziemi i otrzepałam z piasku. Spojrzałam na jeszcze smacznie śpiącego sobie chłopaka. Jakoś nie spieszyło mi się by go teraz obudzić, gdyż wtedy zapewne musielibyśmy się zbierać i wracalibyśmy do szkoły, czego pragnę jako ostatniego w życiu. Tak cholernie nie chce mi się tam wracać. Rozpoczęcie jest o jedenastej więc są małe szanse, że zdążymy. Może przedłużymy sobie wakacje, chociaż o te parę dni? Ciekawe czy da się go jakoś przekupić? Jakiś sposób na pewno musi być. A jeśli takiego nie ma to będę musiała zastosować nieco drastyczniejsze metody. Chwilę jeszcze wpatrywałam się w słońce górujące na niebie. Wstrętna żółta kula nie dająca mi się wyspać. Jeszcze dwa dni temu mieszkaliśmy w ekskluzywnym hotelu, a teraz śpimy na plaży... W sumie wolę to niż, stać na apelu i wysłuchiwać jakiś tam nauczycieli. Zaczęłam grzebać w torbie w poszukiwaniu czegoś do roboty. Niestety jako iż, nie myślałam, że wylądujemy w takich warunkach nic takiego nie mam. Dobra, obudzę go.
- Harry. - Szepnęłam mu do ucha. Wiedziałam, że to nie za bardzo poskutkuję, więc teraz zrobiłam to znacznie głośniej, powiedziałabym że nawet krzycząc. Chłopak natychmiast zerwał się z miejsca.
- Co, co się stało!? - Powiedział wystraszany.
- Nic po prostu chciałam cię obudzić. - Powiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- I nie można było zrobić tego mniej brutalnie? - Westchnął, przeciągając się.
- Próbowałam. - Odpowiedziałam, udając bezradność. Chłopak tylko spojrzał na mnie i się uśmiechnął. Odwzajemniłam ten gest, po czym uświadomiłam sobie, że wczoraj jedliśmy tylko żelki i mój organizm domaga się jakiegoś pożywienia. - Harry? - Zaczęłam.
- Głodna? - Spytał przerywając mi. Ja tylko kiwnęłam twierdząco głową. Pojęcia nie mam skąd on wie takie rzeczy. Na prawdę, dość często mnie tym zaskakuje. To się zaczyna robić ciut dziwne. - Idziemy na śniadanie? - Z przemyśleń wyrwał mnie jego głos.
- Jasne. - Uśmiechnęłam się promiennie na samą myśl o jedzeniu. Szybko zebraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy w stronę miasta. Nie zajęło nam to długo, gdyż po zaledwie pięciu minutach można było natrafić na różnego rodzaju kafejki i restauracje. Wybraliśmy jedną z nich i usiedliśmy przy małym białym stoliku schowanym w kącie. Lokal wydawał się być na prawdę przyjemny. Ciepłe kolory otulające wnętrze, lampy dające na prawdę dużo światła, a w okół uśmiechający się ludzie. Kto by pomyślał, że znajdą się tu tacy tak wcześnie. Harry poszedł złożyć zamówienie, a ja przyglądałam się pomarańczowym ścianom na których były powieszone przeróżne obrazy. Nigdy nie rozumiałam tej całej artystycznej abstrakcji. Zawsze było to dla mnie zagadką, do dziś nie rozwiązaną. Ze szczególną uwagą przyglądałam się obrazowi, który przedstawiał jakby dwie twarze, które zaraz złączą się w pocałunku.
- Na co tak patrzysz? - Spytał siedzący już obok mnie Harry.
- Nie ważne. - Odpowiedziałam, biorąc się za talerz z naleśnikami. Wyglądał na prawdę pysznie. Naleśniki z truskawkami, Harry wie do czego mam największą słabość.
- Lotts. - Zaczął Harry, kiedy ja pochłaniałam właśnie trzeci naleśnik. - Wiesz, że zaraz wracamy prawda? - Powiedział, a ja zamieniłam się dosłowne w słup soli. Liczyłam, że nie dojdziemy do tego tematu.
- Ale... - Chciałam jakoś wybrnąć z sytuacji.
- Nie Charlotte, teraz nie ma ale. Wracamy tam i wracamy do tego co było wcześniej. To były tylko wakacje i musisz w końcu to zrozumieć. Przestań zachowywać się jak dziecko! - Do moich oczu nie wiadomo dlaczego zaczęły napływać łzy. Harry nigdy nie mówił do mnie Charlotte, to takie... zbyt oficjalne. To jeszcze zrozumiem, ale dlaczego powiedział do mnie żebym nie zachowywała się jak dziecko? Czy on na prawdę uważa mnie za dziecko?
- Wiesz co ci powiem! - Krzyknęłam powstrzymując łzy. - Mam tego totalnie dosyć! Jak zwykle musisz być tak cholernie odpowiedzialny i wielce grzeczny!? Dał byś sobie już na luz i powstrzymał od tych dennych kazań! Bardzo dobrze wiem, że muszę tam wrócić i wrócę! Nie jestem głupia i choć popełniam błędy staram się na nich uczyć! Mógł byś w końcu przestać traktować mnie jak dziecko do jasnej cholery!? Staram się jak mogę, a ty masz co po prostu w dupie! - Powiedziałam i wybiegłam z kawiarni. Biegłam dobre parę minut, aż w końcu zatrzymałam się przy pierwszej lepszej ławce. Zmęczona, usiadłam na niej podciągając kolana do brody. Głowę schowałam między nogi, a rękami otarłam spływające po policzkach łzy. Poczułam jak ktoś siada obok mnie.
- Lotts. - Teraz wiedziałam, że nie był to nikt inny jak Harry.
- Tak? - Zwróciłam się do niego jak gdyby nigdy nic.
- Lotts, ja nie chciałem, żebyś tak to odebrała. - Zaczął się tłumaczyć.
- No niestety. - Powiedziałam odwracając wzrok.
- No nie złość się już. Na prawdę nie chciałem! Lottie no! - Wiedziałam, że teraz jest mu na prawdę głupio. Zawsze był dla wszystkich strasznie miły, starał się nikogo nie skrzywdzić, a teraz?
- No dobra... - Westchnęłam, a on tylko objął mnie ramieniem.
- Ale jak mam mieć pewność, że nie uważasz mnie i moich pomysłów za dziecinne? - Spytałam podnosząc jedną brew do góry.
- Zostaniemy tu. - Powiedział, a mnie zatkało.
- Słucham!? - Powiedziałam, a w sumie wykrzyczałam.
- To co słyszałaś. - Westchnął.
- Nie wierzę! Jeju! Jesteś najlepszym opiekunem na świecie! - Pocałowałam go w policzek. - Mam tylko nadzieję, że zdajesz sobie sprawę iż "opiekun" to pojęcie względne, gdyż jesteś tylko rok starszy. - Dodałam po czym oboje się zaśmialiśmy.
- Zostaje tylko kwestia tego ile zostaniemy. - Powiedział.
- Miesiąc! - Krzyknęłam ucieszona.
- Nie przesadzaj. Tydzień.
- Harry no... - Znowu zaczęłam swoje.
- Dwa tygodnie i na tym koniec! Nie chcę mieć większych konsekwencji!
- No dobra... Niech będzie! - Uśmiechnęłam się i położyłam głowę na jego ramieniu. - To gdzie dziś śpimy? Plaża czy idziemy wynająć jakiś pokój w hotelu?
- Stawiam na hotel. Po dzisiejszej nocy, jakby to powiedzieć, boli mnie chyba wszystko.
- W takim razie chodźmy! - Złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę najbliższego hotelu.
~ dwa tygodnie później~
Obudziłam się i rozejrzałam po pokoju. Harrego ani śladu. Pewnie jest w łazience. Usiadłam na łóżku i zaczęłam rozmyślać. Jak się czuje osoba, która sprowadziła kogoś tak dobrego i kochanego jak Harry, na złą drogę? Muszę przyznać, że wyśmienicie. Nie oszukujmy się mimo tego, że mam lekkie wyrzuty nie wydaje mi się, żebym była wyjątkowo zła. W końcu poszliśmy na kompromis. Po prostu przedłużyliśmy sobie wakacje o dwa tygodnie. Boję się tylko jednego. Nie chcę, żeby chłopak miał przeze mnie jakieś problemy w szkole... Jestem Charlotte Holmes i całą odpowiedzialność wezmę na siebie!
- Lotts wstawaj! - Krzyknął, wychodząc z łazienki. - O, już wstałaś. - Uśmiechnął się i spojrzał na mnie.


- Nooo... - Westchnęłam, przypominając sobie, że dziś dzień powrotu. Obiecałam sobie, że nie będę narzekać i tak wystarczająco dużo wymusiłam na Harrym. Teraz planuję być cały czas uśmiechnięta i miła. Tak wiem, że nie potrwa to długo, ale próbować zawsze można. Zeszłam w łóżka i leniwie poczłapałam do łazienki. Po drodze chwyciłam jeszcze za ubrania leżące na krześle. Zdjęłam piżamę i wzięłam szybki prysznic. Zimne strugi wody spływały po moim ciele, co sprawiało mi ogromną przyjemność. Dokładnie wytarłam ciało ręcznikiem i ubrałam przygotowane wcześniej rzeczy. Kiedy brązowe rurki, pudrowy sweterek i białe converse znalazły się już na mnie, wzięłam się na rozczesywanie włosów. Spięłam je w luźnego koka i wyszłam z łazienki.
- Gotowa? - Spytał Harry trzymając w ręce spakowaną torbę.
- Yhy. - Uśmiechnęłam się po czym opuściliśmy pokój. Zeszliśmy na recepcję. Harry oddał kluczyki i zapłacił, a ja wyszłam przed budynek.
- Żegnajcie wakacje. - Szepnęłam sama do siebie i tak jak to było w moim postanowieniu szeroko się uśmiechnęłam, powstrzymując grymasy. 


No więc mamy rozdział trzeci. Pisany co prawda z braku czasu na szybko, ale obiecałam więc jest. Co z tego, że zawalę niemiecki i historię. Jakoś bardziej wolę pisać bloga niż się uczyć! 
Mam nadzieję, że się Wam spodoba, będziecie czytać i komentować! 
Do napisania! :)


niedziela, 7 października 2012

Rozdział Drugi

- To co czas się zbierać? - Powiedział chłopak patrząc się gdzieś w dal.
- Po co? - Odpowiedziałam przymykając oczy i opierając głowę o jego silne i umięśnione ramię. 
- Ty nadal nie zdajesz sobie sprawy, że jutro zaczyna się szkoła, prawda? - Zaśmiał się chłopak.
- Jak ty dobrze mnie znasz. - Powiedziałam wtórując mu. - A teraz chodź! Jeśli tak ma wyglądać ostatni dzień mojej wolności to ja chcę z niego korzystać! - Krzyknęłam i szybkim ruchem podniosłam się z piasku. - Jeśli nadal nie zauważyłeś to życie jest sto razy lepsze tutaj na plaży niż w tym smętnym budynku, zwanym naszą szkołą. - Mówiłam grzebiąc w torbie w poszukiwaniu gumki do włosów. Oczywiście kobieca torebka nie ma dna więc znalezienie tak mikroskopijnego przedmiotu zajęło mi dobre kilka minut. W końcu mi się udało. Znalazłam zgubę i spięłam swoje włosy w niesfornego koka. Mój towarzysz tylko mi się przyglądał. 


- Co się tak patrzysz? - Powiedziałam zerkając na niego. - Zdejmuj ciuchy i idziemy się kąpać! - Krzyknęłam pełna nieopanowanej radości. Morze wręcz kusiło mnie aby do niego wejść i trochę się w nim potaplać.
- Teraz? - Spytał zdziwiony.  
- No a kiedy? - Westchnęłam przewracając oczami.








- No dobra. - Odpowiedział i od razu wziął się za zdejmowanie ubrań. Oboje mieliśmy na sobie stroje kąpielowe, więc nie było kłopotu z przebieraniem się. Mimo to, że mieszkałam z nim od trzech lat widok jego gołej klaty sprawiał że moje serce biło mocniej, a na policzkach pojawiały się rumieńce. Chcąc to ukryć zwinnym ruchem złapałam go za rękę i pobiegliśmy w stronę morza. Wiatr wiał, fale przypływały i odpływały. Niby normalny widok, a mi sprawiał tyle radości. Stojąc po kolana w wodzie, czując jak ochlapują mnie fale byłam taka beztroska i dziecinna. Cały mój nieprzyjemny charakter odpłynął gdzieś w dal. Krzyczeliśmy, śmialiśmy się i cieszyliśmy chwilą. Tym co działo się tu i teraz. Nie obchodziła nas reszta świata. W końcu po długiej zabawie cali już mokrzy i zmarznięci wróciliśmy na piasek. Usiedliśmy na miękkim kocu i przykryliśmy się ręcznikami. No nie powiem zjadłabym coś. Ostatkiem siły wyciągnęłam rękę po torbę. Wygrzebałam z niej paczkę kolorowych żelków, po czym od razu wepchnęłam z pięć do buzi.
- Chcesz? - Spytałam wystawiając paczkę w stronę chłopaka. Po chwili już nasza dwójka pochłaniała je w zabójczym tempie. Nie minęły dwie minuty, a zawartości już nie było. Zmęczona położyłam się na kocu wpatrując w niebo. Po chwili chłopak leżał już obok mnie. Czułam zapach jego zniewalających perfum. Zamknęłam oczy i zaciągnęłam się ich wonią wtulając w ramię chłopaka.
- Harry? - Zwróciłam się do niego po chwili ciszy.
- Tak? - Odpowiedział uważnie mi się przyglądając.
- Chcesz tam wracać? - Spytałam patrząc gdzieś w dal.
- Do szkoły? - Kiwnęłam potwierdzająco głową. - Nie koniecznie. No bo kto chce wracać do szkoły. - Odpowiedział śmiejąc się. - A ty? - Spytał już poważnie.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Odpowiedziałam pytaniem na pytanie i spojrzałam mu w te bijące zielenią oczy.
- Ale właściwie czemu nie chcesz tam wracać? Masz tam dosłownie wszystko. Ludzie słuchają ciebie, robią to co im powiesz, nie musisz myśleć nad tym co o tobie mówią, bo i tak zawsze będziesz na wyższej pozycji niż oni.



- A słyszałeś kiedyś o czymś takim jak marzenia? - Przerwałam mu, zadając dość dziwne  pytanie. Chłopak podparł się na łokciach i spojrzał na mnie z uwagą.
- W takim razie jakie są twoje marzenia? - Spytał.
- Jeśli miałabym ci teraz wymieniać, zajęło by to trochę dużo czasu.
- W takim razie wybierz trzy dla ciebie najważniejsze. - Spojrzałam na niego podnosząc jedną brew do góry.
- Aż tak chcesz to wiedzieć? - Zaśmiałam się, a on tylko kiwnął głową. - No więc... Po pierwsze chciałabym być normalna.  Ale to pewnie już wiesz. Po drugie... Nie! Drugiego nie mogę ci zdradzić! Po trze...
- Jak to nie możesz mi tego zdradzić!? Mi? Swojemu najlepszemu na świecie przyjacielowi, który zawsze i we wszystkim cię wspiera. To ja myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a ty mi tu wyjeżdżasz z takim czymś? - Powiedział i zaczął się do mnie zbliżać. Chwila nie uwagi i już zdążył znaleźć mój czuły punkt. Mianowicie były to łaskotki.
- Prze... przestań! - Krzyczałam łapiąc oddech.
- To co idziemy na kompromis? Ja cię zostawię, a ty mi powiesz. - Uśmiechnął się cwaniacko.
- Do..do...dobra! - Nie mogłam przestać się śmiać. Kiedy byłam już "wolna" usiadłam kładąc nogi po turecku.
- Więc?
- Nie zrozumiesz... Uznasz, że to zbyt babskie i będziesz się śmiał. - Powiedziałam patrząc na niego udawanym smutnym wzrokiem.
- No co ty ja? Jeśli tak mówisz to chyba mnie nie znasz. - Uśmiechnął się. - Więc?
- No dobra... - Westchnęłam. - Więc, po drugie znaleźć tę jedną, jedyną bezwarunkową, bezgraniczną i odwzajemnioną miłość. - Powiedziałam na jednym wdechu.
- Oj mała. - Zaśmiał się. - Przecież to jest marzenie chyba każdego normalnego człowieka.

- No właśnie... normalnego. - Odparłam ponownie kładąc się na kocu.
- Ty przecież jesteś normalna. Jesteś po prostu bardziej wyjątkowa niż inni. - Odparł po chwili, na co ja odpowiedziałam tylko uśmiechem.
- Wiesz co? Zmęczona jestem. - Powiedziałam ziewając.
- To połóż się i zaśnij.
- A ty?
- Ja jeszcze chwilę posiedzę i też się położę.
- Będziemy spać na plaży? - Spytałam z entuzjazmem.
- A mamy jakieś wyjście? - Pokiwałam przecząco głową. - No widzisz. - Oparł chłopak. - Jeśli jesteś zmęczona nie ma sensu wracać, bo będziesz całą drogę jęczeć.
- Nie prawda! - Zaśmiałam się, po czym położyłam się przykrywając resztką koca na której nie leżeliśmy. Ostatni raz spojrzałam na zachodzące słońce.
- Zostańmy tu. - Wypowiedziałam te słowa po czym zamknęłam oczy. 


Bardzo Wam dziękuję za 12 komentarzy pod pierwszym rozdziałem! Jeju! Nie spodziewałabym się, że tak szybko będzie ich aż tyle! Jesteście na prawdę cudowni! Mam nadzieję, spodobają się Wam dalsze losy bohaterów i będziecie czytać dalej! :) 
Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie w środę! :)
Do napisania! 



czwartek, 4 października 2012

Rozdział Pierwszy


"Dzisiejszy dzień minął jak zwykle wspaniale, ale czy na pewno? Świadomość, że za dwa tygodnie wakacje sprawiała, że nie miałam ochoty myśleć i za nic nie mogłam się skupić. W szkole dość miła i lekka atmosfera. Na kilometr można było wyczuć, że zbiża się weekend. Brak pracy domowej i przymusu nauki dawały wystarczającą na to odpowiedź. Jak zawsze w piątki wybrałam się razem z Katty na lody do naszej ulubionej kawiarni. Obsługa bardzo dobrze nas tam już znała. Bywałyśmy tam o każdej porze roku i nie tylko w piątki, bywało że w inne dni tygodnia też, ale piątek był "tradycją". Nie obchodziło nas czy pada śnieg, deszcz albo czy jest gorąco, chociaż co do tego ostatniego sprawiało to największą przyjemność. Dobra wracamy do konkretów. Byłyśmy tam jak zwykle dokładnie o tej samej porze co zawsze. Facet nakładający gałki jak zwykle lustrował nas wzrokiem, kiedy wybierałyśmy smaki. Wydawałoby się, że za bardzo za nami nie przepada. Być może dlatego, że zawsze torujemy kolejkę. Po długim wybieraniu i torowaniu lekko długiej w tym momencie już kolejki osób czekających na lody w końcu się zdecydowałyśmy. Obie wybrałyśmy lody o smaku kokosa. Mamy podobne gusta więc zawsze wybierałyśmy to samo. Usiałyśmy przy "naszym" stoliku jak zwykle






 prowadząc zaciętą konwersację na nie zbyt ważny temat. W tym przypadku padło na obgadywanie ludzi co chwilę koło nas przechodzących. W tej kwestii razem z Kat dogadujemy się wspaniale. Zresztą jak w prawie każdej. To może wydawać się dziwne, ale czuję władzę nad innymi. Wiem, że jeśli skupię się to potrafię sprawić, że ktoś zrobi to o czym myślę. To może dziwne, ale jak dla mnie całkiem zabawne. Siedząc tak szukałam momentu w którym będę, mogła powiedzieć mojej przyjaciółce o rzeczy której cały czas do siebie nie dopuszczam. Otóż przed rozpoczęciem roku wyjeżdżam. Próbowałam powiedzieć jej to już od ponad tygodnia, ale cały czas nie potrafiłam. Nadal mam nadzieję, że wszystko się zmieni i zostanę tutaj. Niestety szanse na to są dość marne gdyż rodzice już zadecydowali i zdążyli w to wciągnąć również syna swoich dobrych znajomych. No właśnie nie napisałam jeszcze tego iż jadę tam zupełnie sama, właściwie jedzie ze mną ten ich syn ale co mi po nim? Nie będę miała tam rodziny, a co gorsza mojej najlepszej przyjaciółki, bez której nie wyobrażam sobie życia. Jeszcze nie dawno sądziłam, że mogę powiedzieć jej wszystko, ale jest jedna rzecz w której będę musiała skłamać. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że kłamać nie potrafię. Może to również przez mogą nadzwyczajną przypadłość? Otóż... Uwaga teraz chwila prawdy i zdziwienia. Jestem aniołem. Tak, kto by się tego spodziewał? Wiecznie pakująca się w tarapaty, niezorganizowana i mało skordynowana Charlotte jest aniołem. Mój przyszły towarzysz również nim jest. Tak o to poznali się nasi rodzice. Ale to już inna historia. Teraz trochę jaśniej. Za niespełna dwa miesiące wyjeżdżam do szkoły. Ale nie takiej zwyczajniej. Od tej pory będę chodzić do klasy z czarownicami, zmiennokształtnymi, elfami i innmi aniołami. Może wśród nich znajdzie się też jakiś wampir albo demon? Nie ważne. W tej chwili myślę tylko o tym jak ubłagać rodziców, żeby tam nie jechać. Nie sądzę, że mi się uda, ale ponoć warto próbować."


Przeczytałam ostatnie zdanie wpisu znajdującego się w moim starym pamiętniku, po czym zamknęłam go i schowałam głęboko do torby. Zawsze nosiłam go przy sobie. Po moim policzku mimowolnie spłynęła łza, może dwie. O trzech lat prowadzę zupełnie inne życie wśród "takich jak ja". Od tych trzech lat cholernie brakuje mi Kat. Nie widziałam się z nią ani razu ponieważ jestem w tej szkole zamknięta na całe sześć lat. Dokładniej na gimnazjum i liceum.  Na szczęście połowa tej męki już minęła. Niby wszystko układa się wspaniale, ale jednak brakuje mi tej innej cząstki mnie. Tej która pozostała tam w rodzinnym mieście. Podniosłam się z twardej ziemi na której była niezliczalna ilość piasku do pozycji siedzącej. W tej chwili znajdowałam się gdzieś nad morzem. Jeśli mam być szczera pojęcia nie mam gdzie to było. W tej chwili liczyło się dla mnie to, że nie jestem "tam". Nie jestem w tej okropniej szkole. Jakim cudem teraz mnie tam nie ma? To bardzo długa i dziwna historia. Po ponad dwóch latach zamieszkiwania tej szkoły, dostałam w końcu możliwość wyjechania na można powiedzieć wakacje. Usiadłam przyciągając kolana do brody. Po chwili poczułam na ramieniu rękę chłopaka. Był to ten sam, który razem ze mną od trzech lat spędzał czas. Wcześniej sądziłam, że za żadne skarby tego świata nie będę się z nim lubić, a co gorsza przyjaźnić. Od tego czasu na prawdę wiele się zmieniło
- Płakałaś? - Spytał siadając obok mnie i spoglądając w moje oczy.
- Nie. - Powiedziałam lekko się krzywiąc.
- Przecież widzę. - Powiedział dalej mi się przyglądając i gładził mnie ręką po plecach.
- To po co pytasz? - Opowiedziałam szorstkim tonem.
- Nie denerwuj się. Wiem, że tęskisz za tamtymi czasami, za przyjaciółką i za tym wszystkim, ale trzeba się zebrać i iść dalej do przodu. Trzeba walczyć z wszystkimi przeciwnościami, aż w końcu wyjdzie się na prostą. - Powiedział i objął mnie ramieniem.
- Łatwo ci mówić. - Westchnęłam po czym mocniej wtuliłam się w jego klatkę piersiową.
- Kocham cię Lotts. - Powiedział i pocałował mnie we włosy.
- Ja ciebie też. - Dodałam delikatnie unosząc kąciki ust. Zaraz po tym znowu je opuściłam. Przypomniałam sobie, że on nie darzy mnie "taką" miłością jaką bym chciała.



Cześć Wam kochani! Od dzisiaj będę tutaj pisać. Powiem Wam tylko, że historia z powstaniem bloga była trochę dziwna. Zainspirowałam się blogiem mojej przyjaciółki, gdyż ostatnio powiedziała mi ona, że wciśnie mnie gdzieś do swojego opowiadania. Dużo nad tym myślałam, aż w końcu naszła mnie jakaś wena na pisanie z perspektywy tej właśnie bohaterki, którą razem wykreowałyśmy. Takim o to sposobem powstał pierwszy rozdział z którym nie wiedziałam co zrobić, ale pokazałam przyjaciółce. Potem do głowy wpadł mi genialny pomysł z założeniem tego o to bloga. Wiec w sumie są dwa blogi opowiadające o jednej historii, ale  z innych perspektyw. Jest to trochę skomplikowane, ale mam nadzieję, że się połapiecie. Mam nadzieję, że Was nie zawiodę i będziecie z chęcią to czytać. Jeśli chcecie poznać tę historię od innej strony zapraszam na ten o to blog http://magicandblood.blogspot.com/